Ryzyko
Ryzyko było spore (jeżeli nie wiesz, o czym piszę, wróć do poprzedniego wpisu).
Prawdopodobieństwo, że moi najbliżsi mnie wyśmieją, że nie znajdę w ich oczach zrozumienia, że za chwilę, będę chciała ze wstydu zapaść się pod ziemię, paraliżowało mnie. Ale jednocześnie, z drugiej strony, rodziła się we mnie nadzieja. Nadzieja na inne, nowe, zwiewne, lekkie życie. Zanim pokazałam swój tekst mężowi i córce, musiałam stoczyć ze sobą wiele wewnętrznych bitew. Ostatecznie pragnienie pokazania tego, co mi w duszy gra, zwyciężyło.
Stało się
Tamtego wieczora, obiecałam sobie, że tym razem nie stchórzę. Po zjedzeniu kolacji, zebrałam w sobie resztki odwagi i drżącym głosem zaprosiłam ich do pokoju, w którym stał komputer. Poprosiłam, żeby rozsiedli się na fotelach przy biurku. Zruszyłam myszką wygaszony ekran komputera i usiadłam na łóżku, które stało w bezpiecznej odległości. Wzięłam głęboki wdech , zastygłam i na chwilę przestałam oddychać.
– Co to jest? – zapytała córka.
– Nieważne. Czytaj – odpowiedziałam niewyraźnie, ponieważ obgryzałam skórki przy paznokciach.
Kiedy usłyszałam parsknięcie śmiechem mojego męża, zesztywniałam.
– Dobre, dobre. Kto to pisał? – Zwrócił się w moją stronę. – Specyficzny dowcip. Szacun.
Nie wytrzymałam napięcia i wzruszona, aż się rozpłakałam.
– Ja… – Z wrażenia głos uwiązł mi w gardle.
– Ty? Ale jak to, ty?
Mąż usiadł przy mnie na łóżku, córka na tygrysim dywaniku obok. Oboje wzrokiem wyrażającym tysiące niewypowiedzianych pytań wpatrywali się w moje załzawione oczy.
– Normalnie. Kiedy wychodziliście z domu… – odzyskałam mowę. – Podobało się Wam? – dodałam cicho, choć pytanie we mnie krzyczało niczym Jason Momoa podczas występu.
– Oh my god. Jasne, że tak – przekrzykiwali siebie nawzajem.
Odetchnęłam z ulgą i odważyłam się na delikatny uśmiech.
– Nie przesadzajcie. – Machnęłam ręką. – Kochacie mnie i stąd to Wasze łaskawe spojrzenie.
– Nieprawda – przerwała mi córka. – Uważam, że zdecydowanie musisz popracować nad przecinkami. Jak chcesz mogę zostać Twoją pierwszą redaktorką.
Entuzjazm
Kiedy ujrzałam entuzjazm moich najbliższych, całe ciśnienie ze mnie zeszło. Zabawne, że człowiek potrafi tworzyć w swojej głowie nieskończoną ilość niesprzyjających scenariuszy. A potem z wielką lubością obarcza się nimi przez dni, miesiące, a czasami lata. Jakby sprawiało mu to przyjemność. A może sprawia? Nie, to nielogiczne. A może jednak? Jakby wolał angażować się w rolę ofiary, choć dzierży w dłoni bardzo skuteczną broń. Przyznam się przed Tobą, że przez lata miałam zwyczaj właśnie tak postępować. Stare czasy. Jak jest teraz, opowiem Ci w następnym wpisie.